Piętno na umyśle! (Brand Upon the Brain!) (2006)

Ostatnio, szczesliwie choc zupelnie przypadkowo, natrafiam na same filmy czerpiace ze stylistyki kina niemego. Tak tez jest w przypadku Pietna na umysle!, w ktorym sie absolutnie zakochalam: surrealistyczno-ekspresjonistycznej retrospekcji z dysfunkcyjnego dziecinstwa, ktore, jak sugeruje chocby sam tytul, odcisnelo spore pietno na psychice bohatera. Podobny slad pozostaje na widzu po doswiadczeniu tej niezwyklej, onirycznej quasi-autobiografii rezysera Guya Maddina, ktora w polaczeniu z dramatyczna muzyka i hiperekspresyjna narracja Isabelli Rossellini wprowadza w stan na ksztalt transu.

Guy jest malarzem pokojowym. Pewnego dnia dostaje list, w ktorym matka prosi go o powrot na mala kanadyjska wyspe w celu odmalowania latarni morskiej, ktorą 30 lat temu zamieszkiwala ich rodzina. Jednak nawet kilka warstw bialej farby nie jest w stanie przykryc wspomnien, przywolanych przebywaniem w znajomym miejscu: poznajemy zatem malego Guya i jego starsza siostre Sis, ich despotyczna matke kontrolujaca wszystkich dokola ze swego stanowiska na szczycie latarni, ojca-wynalazce spedzajacego cale dnie w laboratorium oraz gromadke dzeci z prowadzonego przez nich w latarni sierocinca.


Gdy sierotom zaczynaja pojawiac sie na tyle szyi dziwne slady, na wyspe przybywa Wendy Hale, mloda detektyw rodem z powiesci przygodowych dla mlodziezy. Wendy staje sie obiektem westchnien Guya, jednak jej samej bardziej wpada w oko Sis - aby zdobyc jej serce, Wendy przejmuje tozsamosc swego brata, Chance'a. Plan odnosi sukces: Sis zakochuje sie bez pamieci. Szczerze mowiac, wcale sie jej nie dziwie: androgyniczna Katherine E. Scharhon jest o niebo bardziej uwodzicielska i charyzmatyczna jako Chance Hale, niz jako Wendy. Jak sie okaze, Sis nie przejmie sie specjalnie prawdziwa plcia swego ukochanego, jednak przedtem Chance zastosuje specjalne srodki ostroznosci: Sis nie bedzie go mogla dotknac, nawet sama bedac dotykana. Co, ma sie rozumiec, mocno ja sfrustruje. I pchnie do odwrocenia rol.





Ale wracajac do fabuly: podczas gdy dzieci z sierocinca zaczynaja sie buntowac pod dowodztwem najstarszego z nich, Savage Toma, Guy, Sis i Chance odkrywaja przerazajacy sekret skrywany przez ojca i matke - okrutny eksperyment napedzany obawa przed staroscia, ktora kaze rodzicom tlamsic dojrzewanie i pietnowac pragnienia wlasnych dzieci.


12 rozdzialow, na ktore sklada sie film, porusza coraz to nowe obsesje rezysera: toksyczne relacje z dominujacym rodzicem, przebudzenie erotyczne, homoseksualizm, transgresje plciowa i seksualna, voyeuryzm, lek przed przemijaniem, izolacje i wyobcowanie - a wszystko to suto nasaczone psychoanaliza i symbolizmem, z jednej strony personalnym, bo autobiograficznym, a z drugiej uderzajaco uniwersalnym. Tak na marginesie - malo jest filmow, ktore naraz dotykaja tylu moich obsesji. Moze dlatego moglabym ogladac Pietno! w nieskonczonosc.

Motyw kobiecosci przewija sie przez caly film - dominujaca, despotyczna kobiecosc matki, zazdrosnej o mlodosc corki, szantazujacej emocjonalnie syna, probujacej kontrolowac kazdy fragment domu, wyspy i psychiki wlasnych dzieci.




Kobiecosc siostry, rokwitajaca, testujaca sama siebie i granice niezaleznosci, pociagajaca dla Guya w swej sklonnosci do lamania zasad. Fizycznie - delikatna i jasnowlosa, zostaje w pewien sposob dopelniona i przelamana bardziej ambiwalentna postacia Chance'a/Wendy.




W filmie nie ma happy endu - farba nie przykryje wspomnien, a opuszczenie domu wcale ich nie anulowalo - czaily sie w psychice Guya przez wszystkie te lata, aby w koncu powrocic i udowodnic mu, ze tak naprawde nic sie nie zmienilo: martwy od dawna ojciec dalej grzebie w swych probowkach, matka manipuluje synem emocjonalnie, a jego niespelniona milosc do Wendy objawia sie widmem jej postaci gdziekolwiek Guy nie spojrzy. Dziecinstwa nie da sie wymazac: bol i wstyd pozostaja na zawsze, a ponowne opuszczenie wyspy i kilka nowych warstw farby to jedynie iluzja ucieczki i przemiany.

Aerofon uzywany przez matke do kontrolowania dzieci, napedzany emocjami: zloscia lub miloscia, smierc i zmartwychwstanie, szalony ojciec-naukowiec, maskarada plciowa, rekawiczki-rozbierajki, czarne msze i masa innych dziwacznych i cudownych chwytow wykrecajacych fabule - jednym slowem, nie moglam sie oderwac.

Pociety, chaotyczny montaz filmu moglby sie wydac pretensjonalny i rozmywajacy fabule, gdyby nie oniryczna, ziarnista, migawkowa estetyka dzieciecego wspomnienia, ktora w tym przypadku sprawdza sie znakomicie. Sadze jednak, ze dla wielu widzow film i tak bedzie niestrawny. Natomiast fani awangardowego i eksperymentalnego kina na pewno sie nie zawioda, powiem wiecej - maja szanse przezyc intelektualno-wizualny orgazm. Poza tym, film jest autentycznie wzruszajacy. Przyznaje sie nawet do uronienia lezki. Czy dwoch.

                                                  

3 komentarze:

  1. (ps. dla mnie to była miłość od pierwszego wejrzenia, na nowych horyzontach, przebierałam nóżkami pod fotelem tak, że ktoś mi zwrócił uwagę; a ja już zakochana, w golfach, w marlenie, tajemnicach, dziurach w głowie - we wszystkim)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozpoznalam dopiero po natrafieniu na film ;) Ktory absolutnie podbil me serce. Gdybym tez zobaczyla go po raz pierwszy na NH, zapewne nasze hasajace nozki by sie nawzajem srogo skopaly

    OdpowiedzUsuń