Barwy granatu (1968)





Za ten film - i jeszcze pare innych - Sergei Parajanov zostal aresztowany i zamkniety w sowieckim gulagu na dlugie lata. Oficjalnie za nielegalna sprzedaz zlota i "akty homoseksualne", w rzeczywistosci za uderzenie w samo serce socrealizmu - poprzez odejscie od mainstreamowego stylu, pochwale piekna i tradycji, religii i folkloru. Nie moge wystarczajaco nachwalic tego filmu - jest jak marzenie kazdego kinomana rozkochanego w surrealizmie. Inna sprawa, ze ogladajac, bardzo zalowalam, ze nie wiem wiecej o kulturze ormianskiej. Udalo mi sie jednak rozszyfrowac niektore interpretacyjne wskazowki, ktore Parajanov zaprzegl do swego dziela: na pewno chcial pokazac zasady organizujace codziennosc, narzucajace lad - rytualy i obrzedy nadajace ludzkim dzialaniom wyzszy sens, syntezujace zycie tak pojedynczych jednostek, jak i calych zbiorowosci.






Barwy granatu to jeden z tych filmow, ktore podstawiaja noge tradycyjnej formie fabuly, zachowujac przy tym jednak spojnosc i przekaz - polegajac przede wszystkim na gamie barw i symboli/alegorii. W tym sensie film funkcjonuje podobnie jak obrazy Jodorowsky'ego, o ktorych juz pisalam. I podobnie jak w przypadku Jodorowsky'ego, Barwy  raczej nie trafia do widza zbytnio przywiazanego do uporzadkowanej formy i tresci. Mamy tu jednak przynajmniej cztery glowne rozdzialy: dziecinstwo, mlodosc, pobyt w klasztorze i smierc bohatera - XVIII-wiecznego poety Sayata Novy. W rzeczy samej, na pewnym poziomie jest to dosc tragiczna opowiesc o niespelnionej milosci, ktora popycha do zycia w odosobnieniu.

Dla przedsmaku - oficjalny teledysk grupy Juno Reactor do kawalka God is God, wykorzystujacy fragmenty z filmu. W ogole nie wiem, jak dotychczas umknela mi taka perelka - ale napawa mnie to radosna antycypacja odnosnie kolejnych odkryc. Albo, jakby to zapewne ujal Louis-Ferdinand Céline - dostaje erekcji juz na sama mysl.

1 komentarz: